Rozdział Szósty - Anioł Stróż

      Nadszedł następny dzień. Promienie światła przedzierały się przez szybę do sali. Siedziałem na łóżku i przyglądałem się pielęgniarce, która zmieniała mi kroplówkę.
      Na jej prawym nadgarstku było coś wytatuowane. Trzy wyrazy. Wstałem i podszedłem do niej tak blisko, żeby przeczytać napis. W końcu nie musiałem się bać, że uzna mnie za wścibskiego.
      Miała wytatuowane: ,,Jezu, ufam tobie” .
      Na prawdę? - pomyślałem. - Dlaczego teraz wszędzie dostrzegam rzeczy, których nigdy nie widziałem; a może nie chciałem ich widzieć.
   - Trzymaj się młody, mam nadzieję, że nie przejdziesz na drugą stronę tak szybko. Jeszcze całe życie przed tobą - oznajmiła wychodząc.
      Miała rację. Jeszcze całe życie mam do przejścia. Tak wielu rzeczy nie próbowałem; tak wielu rzeczy nie dokonałem. Nie wygrałem jeszcze mistrzostw świata w piłce siatkowej. Pewnie te rzeczy nigdy się nie staną, bo ja za trzy dni umrę - stwierdziłem i poczułem łzę na policzku.
      To było dziwne. Nie z tego względu, że ja nigdy nie płakałem, ale z tego, że ja byłem duchem.
      Od niechcenia opadłem na łóżko.
      Nie mogę umrzeć. Chcę mieć rodzinę; żonę i dwie jasnowłose córeczki. Chciałbym móc się zestarzeć z pucharem świata na półce. Chciałbym żyć i być wdzięczny temu, który dał mi drugą szansę. Chciałbym móc się przekonać o tym, że on istnieje.
      Moje przemyślenia przerwała kobieta; moja zastępcza matka. Nawet nie zauważyłem kiedy weszła do sali.
      Uklęknęła przy moim łóżku i powiedziała stanowczo:
   - Razem z Bar wyjeżdżamy do Londynu. Przepraszam cię za wszystko syneczku. Kocham cię. Pamiętaj, że jak się obudzisz będziesz wiedział gdzie mnie znaleźć. Zostawię u recepcjonistki nasz nowy adres. - Pocałowała moje czoło i wybiegła ze łzami.
      Pewnie ucieka przez Oskara - pomyślałem. - Może jej też groził…

***

      Lekarz przyszedł dopiero rano. Sprawdzał wyniki i zapisywał je w swoim notesie. Mamrotał coś pod nosem. Był wyraźnie zaniepokojony. Dziwne. Zawsze chodził uśmiechnięty, a teraz był markotny i jakby zły, bo coś mu nie wyszło. Z hukiem zamknął notes i wyszedł pozostawiając po sobie swój ponury nastrój.
   - Mam dość! - wykrzyknąłem wstając na równe nogi; cały poprzedni dzień i noc nie byłem w stanie się poruszyć.
   - Czego? - zapytał mnie głos, który poznałem kilka dni temu.
   - Wszystkiego. Prawdy. Mojej rodziny. Tego, że nie mogę nic zrobić. Tego, że muszę czekać, aż nadejdzie mój koniec. Tego, że muszę patrzeć jak mężczyzna, którego uważałem za ojca, traktuje moich bliźnich - wymieniłem w pośpiechu.
   - Ej! - zatrzymał mnie Anioł. - Teraz się uspokoisz i pójdziesz ze mną. To jest rozkaz. Coś ci pokażę, a wrócimy gdy będziesz chciał. Jasne?
   - Dobrze - powiedziałem bardziej opanowanym tonem.
      Anioł położył rękę na moim ramieniu, uniósł brew gdy zobaczył moją zdziwioną minę i zaczęliśmy wznosić się w górę. Sala szpitalna oddalała się z sekundy na sekundę. Myślałem, że zwymiotuję, bo miałem paniczny lęk wysokości, ale po chwili uświadomiłem sobie, że przecież byłem duchem. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
       Odstawił mnie przed jakimś domem, a raczej nie jakimś. Domem, który znałem jak własną kieszeń. Domem, w którym co niedzielę pachniało babką piaskową. Domem moich dziadków.
   - Po co mnie tutaj przyniosłeś? - zapytałem po chwili.
   - Pamiętasz ten dom, prawda? - zagadnął zaczesując włosy do tyłu.
   - Oczywiście, że tak - odpowiedziałem zdziwiony.
   - Jak sądzisz dlaczego Oskar przywoził cię tutaj, skoro to nie byli ani jego rodzice, ani rodzice Marianny?
   - To są moi dziadkowie czy nie? - Byłem całkowicie zdezorientowany.
   - Tak, to są rodzice twojego ojca; rodzice Sebastiana Kancer.
   - Czyli to jest moje prawdziwe nazwisko?
   - Tak, Damianie Arkadiuszu Kancer.
   - Nawet ładniejsze od Szymbor - stwierdziłem skromnie. - Ale ty dalej nie powiedziałeś mi na pytanie; dlaczego mnie tu przyniosłeś?
   - Chcę, żebyś zrozumiał, że w Oskarze jest jeszcze szczypta dobra, która trzyma go przy życiu - oświadczył przyglądając się mojej twarzy.
      Gdybym był wtedy w nastroju do żartów mógłbym stwierdzić, że on liczy mi pryszcze i piegi na twarzy.
   - Ta, jasne. Może jeszcze śpi w różowej piżamce z uszami królika - rzuciłem zirytowany.
   - Damianie to nie jest temat do żartów - oznajmił ostrym tonem.
   - Dla mnie jest - odparłem widząc jego wściekłą twarz.
   - Dlaczego z tobą zawsze są takie problemy?
   - Jakie problemy?
   - Nigdy mnie nie słuchasz! - krzyknął ze zniecierpliwienia, a na czole pojawiły się mu wściekle zakrzywione zmarszczki.
   - Na przykład?
   - Pamiętasz, jak przed wypadkiem poszedłeś do babci swojej dziewczyny?
   - Tak…
      Przypomniało mi się to, że Zuza jest w ciąży i, że jak się nie obudzę, nią i dzieckiem, będzie musiał zajmować się skończony palant.
   - ,,Ciekawość; pierwszy stopień do piekła” - przypomniał jakieś stare przysłowie. Dlaczego
sam jej nie zapytałeś? Przecież dobrze wiesz, że Zuzanna potrafi zataić wszystko, ale nie umie kłamać.
   - Racja… Dlaczego wcześniej mi o tym nie wspomniałeś? - zarzuciłem mu.
   - Może dlatego, że twoja duma nie doprowadza mnie do głosu! - krzyknął tak, że poczułem ciarki albo wyobraziłem je sobie; nie byłem pewny czy ducha mogą przechodzić ciarki.
   - Dobra, koniec tego głupiego tematu, lepiej mi powiedz co mam tutaj robić - stwierdziłem zirytowany rozmową.
   - Wejdź do domu. Podejdź do swojej babci i powiedz jej, że umierasz. Przekonasz się całej prawdy.
   - Pogrzało cię? Jestem duchem, ona padnie na zawał jak mnie zobaczy.
   - Zaufaj mi powiedział i wskazał ręką drzwi na znak, że mam iść.
      Nie miałem zamiaru się sprzeciwiać, bo nie chciałem przekonać się na własnej skórze jak wygląda gniew Anioła. Ruszyłem w stronę drzwi, przeszedłem przez nie i stanąłem w wejściu do małego saloniku z fortepianem, na którym wygrywała Mozarta starsza kobieta.
      Bałem się jak ona zareaguje jak się odezwę. Przestraszy się? Będzie szczęśliwa? Zaskoczona? Sam nie wiedziałem, więc po prostu powiedziałem:
   - Dzień dobry babciu.
      Ona gwałtownie przestała grać na instrumencie i spojrzała w moją stronę.
   - Cześć wnusiu! Dawno cię u nas nie było! - krzyknęła wstając. - Zrobić ci herbatkę?
   - Nie, dziękuję. - Nasunęło mi się na myśl pytanie; pewnie była to sprawka Anioła. - Babciu, wierzysz w Boga?
   - Oczywiście, że wierzę. Gdyby nie on nie wiedziałabym, że jesteś duchem i prawdopodobnie dostałabym zawału - stwierdziła. - Musiałeś mieć wielki powód, żeby się tutaj zjawić. Byłeś u nas prawie dwa lata temu. Tęskniłam za tobą wnusiu.
   - Ja za tobą też -  przyznałem szczerze. - Babciu, powód, przez który tu jestem jest to, że szukam odpowiedzi na pytanie.
   - Zadawaj śmiało, mam nadzieję, że będę mogła ci pomóc. - Usiadła na starej, skórzanej sofie i poklepała miejsce obok siebie, żebym usiadł obok niej.
      Uczyniłem to o co poprosiła mnie gestem i powiedziałem patrząc jej prosto w nieprzeniknione złote oczy:
   - Chcę wiedzieć dlaczego Oskar przywoził mnie jako dziecko do was, a nie do swoich rodziców.
   - Bo widzisz. Twoja matka wcześniej oznajmiła nam, że jest w ciąży, ale nie chciała sprawiać kłopotu i zamieszkała u Sebastiana. Gdy ten zginął ona załamała się i zamieszkała z Oskarem, po czym on zabrał jej dziecko. Wszystko nam opowiedziała, ale niedługo potem zniknęła. Twój dziadek od razu jak dowiedział się, że stracił jedynego wnuka, pojechał do Oskara i postawił mu warunek, że jeśli nie będzie traktował nas jako twoich dziadków, pozwie go do sądu. Oskar nie chciał trafić do więzienia za kradzież dziecka, więc zgodził się na warunki dziadka, ale ja zawsze wiedziałam, że on ma czyste serce. Człowiek ubzdurał sobie, że gdy chce być szczęśliwy, musi to szczęście komuś odebrać, a przecież wystarczy tylko uwierzyć w Boga. On kocha każdego z taką samą siłą, ale tylko od nas zależy czy się mu poddamy czy nie.
   - Czyli sądzisz, że to, że on chce mnie zabić też jest z dobrego serca!?
   - Nie, mówię ci, że ten człowiek ma swój własny tok myślenia i swój własny świat skarciła mnie podwyższonym głosem. Musisz chcieć mu wybaczyć.
   - A co jeśli nie potrafię?
   - Potrafisz. Przypomnij sobie lata swojego dzieciństwa. On cię kocha jak własnego syna; pomijając fakt, że hodował cię jak świnie na żeś. Przecież ty też go kochasz kochaniutki.
   - Tak, kocham go i sądzę, że jeżeli ty potrafiłaś mu wybaczyć śmierć mojego ojca, to ja też będę potrafił mu wybaczyć. Dziękuję babciu - oświadczyłem i odruchowo pocałowałem ją w policzek, po czym uświadomiłem sobie, że ona mogła tego nie poczuć.
   - Kocham cię wnusiu. Jesteś tak samo szlachetny jak twój ojciec - oznajmiła odprowadzając mnie do drzwi.

***

      Anioł czekał na mnie w tym samym miejscu gdzie go zostawiłem. Był szczerze uśmiechnięty. Coś go ucieszyło.
   - I jak było na herbatce? - zapytał trochę arogancko.
   - Jakim cudem ona mnie widziała?
   - Twoja babcia dostała tymczasowy dar od Boga, ponieważ najbardziej w świecie pragnęła zobaczyć ciebie; swojego jedynego wnuka.
   - Ciekawie. To co teraz? - zagadnąłem pełen wrażeń. - Postanowiłem wybaczyć Oskarowi.
   - Wiem. Mógłbym być teraz w Australii, a znałbym dokładne położenie twojego ciała i każdą twoją myśl. Jesteśmy jednością, aż do twojej śmierci która nie może nadejść z taką szybkością, jak mówi ,,prorok Oskar” - oznajmił z szyderczym uśmiechem.
   - Świetnie, to gdzie teraz?
   - Masz dwa wyjścia; albo wracamy do szpitala, albo idziemy w jeszcze jedno miejsce - oświadczył.
   - Jeśli mamy czas…
   - Został ci jeszcze jeden dzień do odłączenia twojego ciała od aparatury.
   - To ile myśmy tutaj byli!? - zapytałem zdziwiony, bo pamiętałem, że gdy opuszczaliśmy szpital zostały mi jeszcze dwa dni.
   - Myślisz, że latanie aniołów trwa kilka sekund? Łudzisz się. Jest podobnie jak w sądach. Musisz przestrzegać procedur i stosować się do swoich praw oraz zdobyć pozwolenie od Archaniołów na przenoszenie duszy żyjącego w przestrzeni. To nie jest takie szybkie i łatwejakby się mogło wydawać.
      Czyli zleciał mi cały dzień - stwierdziłem w myślach. - Może to i dobrze.
   - Gdzie mnie teraz zabierzesz?
   - Zostało nam dość mało czasu, ale może dam radę pokazać ci jak dorastała twoja siostra i co się stało po śmierci twojego ojca z waszą mamą. No, chyba, że nie chcesz.
   - Chcę - powiedziałem podekscytowany jak małe dziecko.

Czytaj dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz