Rozdział Piąty - Uwierzyć?

       Ale co jeśli ja nie potrafię uwierzyć? Co jeśli ja się do tego nie nadaję? Co jeśli ja nie mam powrócić na ziemię tylko umrzeć? - Takie myśli kłębiły się w mojej głowie aż do momentu uchylenia się drzwi.
      Do sali, na palcach, weszła moja ruda siostra.
      Usiadła sobie na łóżku obok mojego ciała. Wpatrywała się w moją twarz jakbym był jakąś postacią z bajki, którą ona uwielbiała. Jej gęste włosy opadały na moją dłoń, którą trzymała w rękach.
      Siedziała tak ponad piętnaście minut. W końcu wstałem z podłogi i podszedłem do niej. Okazało się wówczas, że ona nie tylko się na mnie patrzyła, ale też coś mówiła, a raczej modliła się.
      Jakoś lżej mi się zrobiło gdy usłyszałem, że ktoś się za mnie modli.
      Prosiła Boga o to, żeby przywrócił mnie do życia lub zabrał mnie ze sobą.
      Była taka kochana. Prawdziwa siostrzyczka. Dlaczego ja jej wcześniej nie mogłem poznać? Dlaczego wcześniej nie mogłem poznać całej tej głupiej prawdy?
      Usiadłem obok niej i zastanawiałem się jakby to było gdyby mój ojciec nie został zamordowany.
      W sumie on nie został zamordowany, tylko dano mu większą porcję dodatku do życia stwierdziłem po chwili. Jakby to było gdyby ta kobieta nie wypadła wtedy z kolejki górskiej?
      Czy moja rodzina byłaby szczęśliwą? Ale w sumie, wtedy Bar i Klara nigdy nie przyszłyby na ten świat, a ja przecież kocham je ponad życie! uświadomiłem sobie spoglądając na moją siostrę.
      Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Tak jakbym, w środku nocy, siedział z książką i wyłączyliby prąd. Później światło wróciło, ale przyniosło ze sobą coś jeszcze.
      Przypomniałem sobie, że moja siostra była cały czas w moim życiu. Pilnowałem jej raz, jak byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej, bo jej mama stała w korku i nie mogła jej odebrać, a jej nauczyciel miał inne lekcje.
      Ukazał mi się obraz gdy razem z Klarą bawiłem się na placu zabaw, po czym zobaczyłem jak w czwartej klasie grała ze mną w szkolnym przedstawieniu pod tytułem ,,Romeo i Julia”.
      Poczułem się bardzo szczęśliwy gdy wszystko mi się przypomniało. Mimowolnie uśmiechnąłem się sam do siebie, po wydawało mi się jakbym odzyskał coś co kiedyś mi zabrano, a ja nigdy za tym nie płakałem, bo nie wiedziałem, że to istnieje.
      Jednak moja siostra siedziała przy moim łóżku i modliła się o moje zdrowie. Z jednej strony było to bardzo słodkie, a z drugiej przytłaczające i smutne, bo ona cierpiała.
      Po chwili zobaczyłem ją w jednym ze wspomnień z kościoła. To ona co niedzielę śpiewała w chórze, razem z moim koleżankami z klasy. To ona obserwowała cały świat z góry jakby była kimś więcej niż człowiekiem.
      Była zawsze, a ja jej nie dostrzegałem. Było tak jakby ktoś założył mi klapki na oczy i dopiero wtedy kiedy byłem na pograniczu życia i śmierci odważył się je zdjąć. Poczułem się jakby pół mojego życia wyrzucono do kosza, potem przetworzono je na nowe dodatki.
      Uśmiechnąłem się do niej najszerzej niż potrafiłem, chociaż wiedziałem, że ona tego nie widziała.
   - Chcę, żeby to się już skończyło - szepnąłem prośbę.
   - Jeszcze kilka dni braciszku, a wtedy albo się obudzisz, albo już nigdy nie usłyszę twojego
głosu.
      Rozpłakała się i z położyła głowę na moim brzuchu głaskając opuszkami palców moją dłoń.
      Nagle otworzyły się drzwi. Stał w nich Oskar z wściekłą miną
   - Mówiłem ci, niewdzięcznico, że nie masz tutaj przychodzić! - wrzasnął
   - Mówiłam ci, skończony dupku, że nie będziesz mi mówił co mam robić - szepnęła Klara.
   - Chcesz zginąć przed twoim idealnym bratem? - zapytał ironicznie wsuwając rękę do kieszeni.
   - Jak sobie życzysz, palancie.
      Dalej płacząc pocałowała moją bezwładną dłoń i ruszyła w jego kierunku.
      Dopiero gdy stanęła przed nim, uświadomiłem sobie jaka jest drobniutka; ledwo sięgała mu do brody.
   - Dalej, zabij mnie. Na co czekasz? Niech zginie kolejna wszystkiemu winna osoba w twoim świecie pełnym winowajców - oznajmiła spokojnie pociągając nosem.
   - Nie! - krzyknąłem, ale nic się nie stało.
      W takich sytuacjach byłem bezużyteczny. Mogłem tylko patrzeć jak ten mężczyzna zabierze mi siostrę, którą dopiero co odzyskałem.
   - Ostatnie słowo? - rzucił niechętnie Oskar.
   - Prymus - odpowiedziała z pewnością siebie.
      Coś we mnie pękło. Moja siostra w obliczu śmierci nie błaga o litość tylko wymawia moje przezwisko? Byłem dogłębnie poruszony.
   - Boże, dlaczego ją opuściłeś? - zapytałem krzykiem gdy Klara padła na podłogę.
      Potem zauważyłem, że Oskar dalej stoi w tym samym miejscu. W ręce trzymał nóż, ale nie był on zakrwawiony.
   - Jak tylko lekarze odłączą go od aparatury, ty zginiesz następna. Już ja ci to obiecuję. - Wyszedł dumnym krokiem.
      Szybko uklęknąłem przed Klarą. Nie ruszała się. Nie mogłem sprawdzić pulsu, bo byłem duchem; bezużytecznym powietrzem.
      Klęczałem tak przy niej około godzinę. Byłem prawie pewien, że ona już się nie obudzi.
      Po kilku sekundach poruszyła głową. Kamień spadł mi z serca gdy zaczerpnęła tchu. Podniosła się niedbale z podłogi i spojrzała na moje bezwładne ciało z uśmiechem na
twarzy. Nie rozumiałem z czego się cieszyła.
   - Dziękuję ci Boże za to, że nie pozwoliłeś mu mnie zabić. Dziękuję za to, że dajesz mojemu bratu szansę, za to, że mogę tu z nim teraz siedzieć, za to, że potrafię wybaczyć Oskarowi wszystko co robi. Z całego serca dziękuję ci za to, że mogę żyć! - Zrobiła w powietrzu znak krzyża i usiadła na łóżku. - Dziękuję ci za to, że mogłam poznać mojego brata. - dodała, po czym zwróciła się do mojego ciała  - Kocham cię braciszku.
      Miałem wrażenie, że jeszcze kilka minut temu była martwa, a ona wstała i zaczęła dziękować Bogu.
      Bóg uratował ją od śmierci? Jak? Dlaczego Oskar jej nie zabił? Co lub kto go powstrzymał? Ja? Nie to niemożliwe. Przecież nie mógł mnie usłyszeć zastanawiałem się w duchu.
      Gorączkowo myślałem na tym dlaczego on ją oszczędził. Próbowałem przypomnieć sobie co się działo zanim ona upadła na podłogę.
       Może on jednak użył noża? Tylko jakim cudem nie było śladów krwi?
       W końcu przypomniałem sobie słowo, które wypowiedziała Klara przed upadkiem. ,,Prymus”. Tylko skąd ona znała moje przezwisko?; to chyba złe pytanie, bo przecież wszyscy znają moją ksywkę.
       Po dłuższym zastanawianiu zrozumiałem, że bardziej logicznego stwierdzenia niż to, że Bóg ją uratował, nie znajdę.
       Powiedziałem: ,,Boże czemu ją opuściłeś?”. Właśnie. Czy Bóg wysłuchał mojej prośby?
      On sprawił, że moja siostra przeżyła? Zapewne tak, bo jak inaczej to wytłumaczyć?
       Zaraz, zaraz. Czy to, że Bóg ocalił ją od śmierci to logiczne wytłumaczenie? Raczej nie stwierdziłem po chwili.
      Wtedy przypomniały mi się słowa lekarza: ,,To kwestia wiary”.
   - Kwestia wiary… - powtórzyłem szeptem. - Czy to, że wtedy zapytałem o coś Boga było objawem tego, że uwierzyłem?
   - Nie to niemożliwe - odpowiedziałem.- Przecież nie można uwierzyć w coś co nie istnieje.
      Po chwili, jednak stwierdziłem, że przecież jest wiele rzeczy, które nie istnieją, a jednak dzieci, młodzież, dorośli i emeryci w nie wierzą. W magię, wróżki i krasnoludki wierzą dzieci. W miłość, przeznaczenie młodzież. Dorośli we wróżenie z kart, różnego rodzaju zabobony; wierzą, że podkowa przynosi szczęście, a zbite lustro siedem lat nieszczęścia. A emeryci czasem widzą białe myszy chodzące po suficie. Jednak to tylko fantazje, wyobraźnia, poszukiwanie szczęścia w czymś w czym na pewno go nie ma.
      A Bóg? Przecież to nie jest bajka. Z naukowego punktu widzenia pewnie tak, bo Bóg nie stworzył wszechświata tak jak to mówi Biblia. Wszystko działo się przez ewolucję, a jednak przez cztery tysiące lat spisywano dowody istnienia Boga. Historycy do teraz uważają rok narodzenia Chrystusa jako pierwszy rok naszej ery. Wielu uczonych wierzyło i wierzy w istnienie Boga, wielu przestrzegało i przestrzega dekalogu. Tylko gdzie tu prawda? Gdzie sens? Jedyną rzeczą, która zapewne jest prawdą to to, że Boga na pewno nikt sobie nie wymyślił! Chyba nigdy nie było takiego człowieka, który byłby tak bardzo nie ogarnięty, żeby nałożyć połowie ludzkości swoje poglądy religijne.
      Ludzie wierzą w Boga, bo co? Bo on jest albo go nie ma. To kwestia wiary - uświadomiłem sobie patrząc na ruch uliczny za oknem. Było już ciemno. Nawet nie zauważyłem ile czasu straciłem przez te głębokie przemyślenia.
      Ale może to i lepiej, w końcu moja śmierć i tak nadejdzie...

Czytaj dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz