Rozdział Czwarty - Pamięć


     Rozłóżmy wszystko jasno - rozkazałem sobie w myślach. - Człowiek, którego kochałem i uważałem za ojca chce mnie zabić, bo jego żona przez przypadek wypadła z wagonu kolejki górskiej. Świetnie. Tylko co ja mam zrobić, żeby on się odczepił?

  - Wystarczy, że uwierzysz… - odezwał się głos w mojej głowie.
  - I co jeszcze? Może mam skoczyć z mostu, żeby on mnie i ludzi, których kocham zostawił w spokoju!? - krzyknąłem z przekonaniem, że karcę sam siebie. - Przecież Bóg nie pomoże w żaden sposób, bo co on może zrobić? Nic.
  - Mylisz się mój chłopcze. Wystarczy, że uwierzysz… - powtórzył głos.
     Zacząłem rozmyślać. Szukałem dowodów. Starałem się przypomnieć sobie kilka dziwnych zjawisk. W końcu w pamięci stanęła mi jedna z lekcji religii, gdzie ksiądz opowiadał o przemienieniu opłatka w kawałek mięśnia sercowego, o zamianie wina w krew o takiej samej grupie krwi co ten mięsień.
     Po chwili przypomniał mi się jeden z plakatów wywieszony kiedyś w kościele. Przekaz na nim zawarty był po łacinie:

„Mors malum non est, sola ius
aequum generis humani.”

  - Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki - przetłumaczył dokładnie głos mojej podświadomości.
    Jasne.. Tyle, że ja nie rozumiem po co sobie to wszystko przypominam. Umrę - tyle wiem, a czy to jest złe, czy dobra już mnie nie interesuje - stwierdziłem w myślach.
     Po chwili zastanowił mnie też jaki czy rozmawiam z samy sobą, czy mam jakieś drobne przeoczenia, bo w końcu kto mówił te wszystkie cytaty z plakatów, skoro mnie nawet one nie interesowały, a jednak skądś je pamiętam...
  - „Rezultatem modlitwy nie jest zobowiązanie do czegoś Boga. Bóg nie jest naszym chłopcem na posiłki. Rezultatem modlitwy jest to, że zmienia nas samych” - przytoczył jeszcze jeden plakatowy napis po chwili milczenia.
     No i co z tego? Ja nie umiem się modlić - stwierdziłem i położyłem się obok mojego ciała rozmyślając nad celem mojego bycia duchem.

***

     Rano byłem jak wyrwany z transu gdy otworzyłem oczy i zobaczyłem, że stoi nade mną lekarz.
  - Stan pani syna jest stabilny - odezwał się podłączając nową kroplówkę. - Trzeba być dobrej myśli.
  - Mam taką nadzieję - stwierdziła moja „zastępcza” matka. - Jakie są szanse, że on się obudzi?
  - Niewielkie, ale trzeba czekać na cud. Bóg wie co robi.
     Lekarz wyszedł, a mama, to znaczy kobieta usiadła obok mojego ciała, moje niewidzialne nogi przenikały ją. Pewnie nic nie poczuła tak jak ja. Jednak dziwnie było patrzeć na to, że ktoś nie siedzi na tobie - tylko w tobie.
      Zaczęła śpiewać kołysankę, którą nuciła mi jak byłem mały, gdy nie chciałem spać, bo bałem się ciemności:

Śpij. Zamknij oczy śnij, śpij.
W nocy, w gwiazdach
Ptaszek ćwierka,
a ty śpisz i już nikt się nie lęka…

     Gdy skończyła śpiewać oczy miała czerwone od łez. Spojrzała na moja bladą, nieruchomą twarz i powiedziała:
  - Jak się obudzisz wrócisz do swojej biologicznej matki. Nie będę cię zatrzymywać. Przekonałam Bar, żeby ze mną wyjechała, a ona mi wybaczyła. Ostatecznie wyjeżdżamy jak najdalej od tego mordercy.
     Byłem bardzo zdziwiony tym, że nazwała swojego męża mordercą, bo skąd ona mogła wiedzieć to, że on dał więcej amfetaminy mojemu tacie?
  - Masz jeszcze cztery dni by się obudzić, będę czekać do końca, ale nie w tym kraju. - Szybkim ruchem otarła łzy i wyszła.
  - Super - wymamrotałem wstając i patrząc za okno. - Boże czemu ty mi to robisz?
     Uświadomiłem sobie, że pierwszy raz wypowiedziałem to imię zwracając się bezpośrednio do jego prawowitego właściciela.
  - Dalej nie wierzysz? - zapytał miły, ale stanowczy głos.
     Gdy się odwróciłem zobaczyłem mężczyznę w białej szacie i sandałach. Miał oczy w kolorze niebieskiego ognia, złote włosy. Nawet gdyby z  pleców nie wystawy mu wielkie, pierzaste, białe jak śnieg, skrzydła, powiedziałbym, że wygląda jak Anioł.
  - Kim jesteś? - Próbowałem nie stracić równowagi.
  - Twoim aniołem stróżem - oznajmił unosząc brew.
  - Wy istniejecie? - zdziwiłem się, bo sądziłem, że stróżowie to tylko stara bajeczka.
  - A jak sądzisz skoro tutaj jestem?
  - Dobrze, może i istniejesz, ale gdzie byłeś jak moja siostra do mnie strzelała!? - wyrzuciłem mu, bo wydawało mi się, że ich pracą jest chronić swoich podopiecznych.
  - Bóg polecił mi nie ingerować w twój wypadek - rzucił oburzony moim pytaniem.
  - Więc po co przyszedłeś?
  - Po pierwsze, zawsze przy tobie jestem i pomagam ci w trudnych wyborach, choć często mnie nie słuchasz. Po drugie, Pan poprosił mnie, żebym sprawdził czy w końcu zechcesz uwierzyć w niego i we wszystko co się wokół ciebie dzieje. - Zauważalny był fakt, że anioł dawno temu stracił do mnie cierpliwość.
  - A dlaczego on sam nie przyjdzie i mnie o to nie zapyta? - Chciałem zobaczyć czy on potrafi się na mnie zdenerwować.
  - Bóg nie pokazuje się ludziom, a poza tym jak masz rozmawiać z kimś w kogo nie wierzysz?
  - Racja, a co jak wcale nie uwierzę?
  - To nie będziesz miał szansy powrotu na ziemię jako człowiek. Będziesz musiał zostać w takiej postaci jakiej jesteś teraz i wędrować przez własną głupotę; taka będzie kara Boska wymierzona na ciebie. - Stanął za mną, położył ręce na moich ramionach i zniknął.
     Dlaczego wszystko zależy od tego czy wierzę, czy nie? - pytałem siebie w myślach.
Dlaczego wszystko zależy ode mnie?
     Nie wiedziałem co ze sobą robić. Pamiętam jak wiele razy mówiłem, że wolałbym zamknąć oczy i już nigdy się nie obudzić. To w końcu nastąpiło, tyle, że ja chciałem się obudzić. Chciałem żyć i chciałem czekać na narodziny dziecka Zuzy. Chciałem patrzeć na jego małe rączki i na skwaszoną minę jak będzie płakał.
     Niestety było też drugie wyjście. Mogłem nie uwierzyć i patrzeć na to wszystko będąc duchem. Duchem, którego nikt nie widzi, nie słyszy, nie czuje. W takiej sytuacji stałbym się bezużyteczny i musiałbym obserwować jak Klepak nie radzi sobie z przebieraniem pieluchy maluchowi lub jak zostawia Zuzę, bo znudzi mu się bycie ojcem.
     Stwierdziłem w końcu, że chyba warto uwierzyć, bo wolałbym już smażyć się w piekle niż patrzyć na cierpienie innych.
     Usiadłem na podłodze, nie musiałem się przejmować czy jest ona brudna czy czysta, bo tego nie czułem; nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak wtedy kiedy byłem człowiekiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz