Rozdział Drugi - Wypadek

     Z kościoła do domu ojca miałem dosyć krótką drogę, więc dla własnego kaprysu wybrałem trochę dłuższą.
     Idąc przez park dalej rozmyślałem nad moim życiem. Myślałem o rozwodzie rodziców, o zachowaniu ojca, o płaczu mamy każdej nocy.
     W końcu, z tych niezbyt dobrych myśli, wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na ekranie wyświetlił się numer mojego ojca. Z niechęcią odebrałem.
  - Jesteś już blisko domu? - zapytał spokojnie.
  - Nie, a co?
  - Masz pieniądze?
  - Mam jakieś drobne - stwierdziłem szperając drugą ręką po kieszeniach.
  - Wstąp do spożywczaka i kup mleko.
  - Co będziesz robił? - zagadnąłem.
  - Zupę mleczną. Wiem, że to twoja ulubiona.
  - Dziękuję… - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
     Robi moją ulubioną zupę? - pomyślałem. - Ciekawe czego on chce, przecież nienawidzi tej zupy. Może jednak powinienem być dla niego milszy?
     Ruszyłem do sklepu na skrzyżowaniu ulic Morskiej i Kwiatowej.
     Wchodząc, poczułem ładny zapach lawendy, który uwielbiałem. Kupiłem mleko i dziwnie szczęśliwy poszedłem w kierunku domu mojego ojca.
     Szedłem chodnikiem z zamiarem skręcenia w aleje Jerozolimskie gdy, tuż przede mną, w drzewo, uderzył samochód. Upuściłem trzymane w ręce mleko i stanąłem tak jakbym dostał ręką w twarz.
     Instynkt samozachowawczy kazał mi nie zbliżać się do pojazdu, ale druga - lepsza - cześć mnie sprawiła, że podbiegłem szybko do drzwi kierowcy, żeby sprawdzić czy ten żyje.
     Niestety, przednia szyba była cała w dziurach postrzałowych, a jej lewa część została całkowicie pokruszona przez uderzenie w drzewo. Kierowca, cały pokryty odłamkami szkła, był blady, ubranie miał całe we krwi. Widać było kilka ran postrzałowych.
     Widząc to wyjąłem komórkę i zadzwoniłem na pogotowie.
     Gdy odwróciłem wzrok od rannego zobaczyłem, że kilka metrów dalej stoi dziewczyna. Miała rude włosy i była ładna. Jej mina w mgnieniu oka zmieniła wyraz z uśmiechu na smutek, a później na wściekłą furię.
     Zza pasa wyjęła pistolet i celując go we mnie, zapytała:
  - Kim jesteś?
     Wydawało mi się, że skądś ją znam, tylko nie mogłem skojarzyć skąd. Wyglądała na kilka lat młodszą ode mnie.
     Wiem! - krzyknąłem do siebie w myślach. - Ona chodzi do mojej szkoły.
  - Damian, mieszkam w okolicy - odpowiedziałem jej zdziwiony.
     Bylem dziwnie spokojny. Uniosłem ręce do góry,  na znak, że się poddaję.
  - Opuść broń - poprosiłem błagalnym tonem.
  - Wierzysz w Boga? - zapytała, a ja zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo co miałem jej odpowiedzieć?
     Jeżeli jest wierząca, dobra odpowiedź brzmi wierzę,  jeżeli ona jest ateistą, złą odpowiedzią będzie to, że wierzę - rozstrzygałem dwie kwestie w myślach.
  - Zadałaś trudne pytanie - stwierdziłem w końcu. - Odpowiedź brzmi - nie wiem.
  - Zła odpowiedź. Każdy musi być pewien swojej wiary - odpowiedziała smutno i zanim zdążyłem zareagować, pociągnęła za spust.
     Kula uderzyła w moje lewe żebra,  prawdopodobnie przebijając płuco i serce. Przestałem oddychać. Łzy popłynęły mi po policzkach. Zdążyłem tylko zamknąć oczy zanim straciłem przytomność.


***


     Siedziałem w dziwnym miejscu. Po chwili stwierdziłem, że jestem w szpitalu. W sali znajdowało się tylko jedno łóżko. Usiadłem na krześle obok niego i zacząłem przyglądać się postaci leżącej nieruchomo na nim. Po krótkiej chwili zorientowałem się, że na łóżku, przykryty pierzyną, leży chłopak. Co dziwne, wyglądał jak ja.
    Jeszcze raz na niego spojrzałem. Nie mogłem uwierzyć w to, że patrzyłem na siebie samego. Tak jakbym wyszedł ze swojego ciała i stanął obok.
     Drzwi sali otworzyły się i do środka wybiegła Bar. Po jej smutnej twarzy i wielkich worach pod oczami można było stwierdzić, że bardzo dużo płakała.
  - Damian! Obudź się! - krzyczała potrząsając mną. Niestety bez skutku.
     Położyłem jej rękę na ramieniu, ale ona zapewne tego nie poczuła. Zrozumiałem, że jestem duchem i nie mogę jej powiedzieć, że nie ma się martwić, bo u mnie wszystko w porządku; chyba.
     Wtem do sali weszła moja mama z siwiejącym lekarzem.
  - Czy on przeżyje? - zapytała całując moją bezwładną rękę.
  - Nie mamy takiej pewności - stwierdził ze smutkiem lekarz, a mama się rozpłakała.
  - Bądź silny synku - wydusiła przez łzy. - Bądź silny.
     Zacząłem się zastanawiać jakim cudem stoję poza swoim ciałem i patrzę jak dwie z trzech  najważniejszych kobiet w moim życiu opłakują moją śmierć, która miała w końcu nadejść.
     Usiadłem na podłodze przy łóżku i rozmyślałem nad widzeniem tego wszystkiego, bo po co mi to było? Przecież byłem normalnym nastolatkiem, który miał zszarganą opinię na temat ludzi i religii, której powodem byli jego rodzice.
     Moja siostra i mama wyszły późnym wieczorem. Już nie mogłem patrzeć na smutną twarz Bar i słuchać jak mama wspomina moje najgłupsze momenty z dzieciństwa.
     Wpatrując się w moje nieruchome ciało szukałem na nim jakichkolwiek oznak życia.
     Poszukiwania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła dziewczyna; ruda dziewczyna. Zamknęła cicho drzwi, a ja w tym czasie zdążyłem wstać i bardziej się jej przyjrzeć.
     W pierwszym momencie pomyślałem o mojej dobrej koleżance z klasy, ale to nie była ona. To była rudowłosa dziewczyna, która pociągnęła za spust gdy źle odpowiedziałem na pytanie.
     Usiadła na moim łóżku i zaczęła płakać. A ja siadając obok niej zastanawiałem się jakim cudem mnie znalazła.
  - Damian - szepnęła patrząc na moje nieruchome powieki. - Przepraszam cię braciszku.
     Dlaczego ona nazwała mnie swoim bratem?
Dlaczego wie jak mam na imię, a ja jej nawet nie znam? 
Dlaczego mnie postrzeliła?
     Dobra.. Sam powiedziałem jej jak mam na imię, ale to nie wyjaśnia faktu jak ona tu trafiła - uświadomiłem sobie po chwili.
  - Pamiętaj, że nie możesz umrzeć. Razem z mamą czekamy na ciebie - powiedziała przytulając moją, pewnie lodowatą, dłoń. - Wiedz, że nie możesz mieć niczego za złe ani mi, ani twojej mamie czy Bar. To nie ich wina, że Oskar tak postępował.
     Oskar… Tak nazywa się mój ojciec. - Zaciekawił mnie fakt dlaczego tak późno przyszło mi to do głowy.
     O czym ona tak w ogóle mówi? Przecież ja mam tylko jedną mamę. Mamę, która przed chwilą wyszła z tego pomieszczenia z chusteczką pod nosem. - Wstałem i zacząłem chodzić wte i z powrotem w oczekiwaniu na odpowiedź.
  - Jestem niemal pewna, że nikt nigdy nie powiedział ci o moim istnieniu, ale wiedz, że ja zawsze byłam blisko. Przepraszam cię braciszku. Przepraszam, że cię postrzeliłam. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i dzięki temu dowiesz się całej prawdy - oznajmiła ocierając łzy rękawem bluzki. - Niech Bóg ma cię w opiece.
     Drzwi otworzyły się po raz trzeci. Stał w nich mój ojciec niedbale trzymając ręce w kieszeniach. Gdy zobaczył dziewczynę dostrzegłem, pierwszy raz w życiu, przygnębienie w jego oczach, po czym żyła na jego skroni drgnęła i patrzył na nią z nienawiścią i gniewem.
  - Co ty tutaj robisz, Klar? - rzucił oschle zbliżając się do niej. - Rozkazałem ci nie zbliżać się do tego chłopaka, nawet jakby świat się walił. Zapomniałaś?
  - A ja od kilku lat powtarzam ci, że nie masz prawa mówić mi co mam robić! - krzyknęła na niego, ale nie z gniewem tylko ze smutkiem.
  - Masz zostawić mojego syna w spokoju - szepnął ojciec jakby bał się, że mnie obudzi.
  - On nigdy nie był, nie jest i nie będzie twoim synem - oznajmiła stanowczo.
  - Wyjdź niegodziwa dziewczyno! - rozkazał ojciec wskazując palcem na drzwi.
  - Ja mam imię - stwierdziła rzucając mu zniechęcone spojrzenie.
  - Klaro Patrycjo Kancer, opuść ten szpital. W tej chwili! - powiedział zniecierpliwiony.
  - Nie.
     Podszedł do niej i uderzył ją w twarz tak mocno,że padła na kolana.
  - Jak śmiesz mi się sprzeciwiać? - zapytał pochylając się nad nią z wyrazem wyższości na twarzy.
  - Jak ty śmiesz okłamywać Damiana przez całe jego życie? - wydusiła ocierając łzy.
  - Gdyby się nie urodził nie miałby problemu - rzucił lekceważąco ojciec i wyszedł na korytarz trzaskając drzwiami.
  - Dupek - szepnęła Klara i znowu usiadła obok mojego ciała na łóżku. - Chyba nie będziesz miał szansy dowiedzieć się czegoś od tego człowieka, ale miejmy nadzieje, że zanim się obudzisz, będziesz wiedział, że musisz do nas wrócić.
     Wychodząc złożyła pocałunek no moim policzku, a ja poczułem go jako duch, czy czymkolwiek byłem.
     Odeszła i zostałem sam na sam ze swoim bezwładnym ciałem.
     Wyjrzałem przez okno myśląc o jakiej prawdzie mówiła ta dziewczyna. 
Dlaczego powiedziała, że Oskar nie jest moim ojcem? 
Dlaczego on ją uderzył? 
Co miały oznaczać słowa “będziesz wiedział, że musisz do nas wrócić”? 
Dlaczego mam wrócić? 
Do kogo? 
Po co?
     Myśli kłębiły się w mojej głowie przez całą noc. Poza tym czułem się bardzo dziwnie. Nie chciałem spać, jeść, pić, nie miałem nawet chęci oddychać.  Byłem tylko ja, moje myśli i - obok -  moje bezwładne ciało.
     W ciągu nocy ciemnowłosa pielęgniarka, cała w tatuażach, przyszła do mnie kilka razy, by zmienić kroplówki.
     Zastanawiałem się po jakiego grzyba muszę na to wszystko patrzeć, ale cały czas miałem w głowie tylko jedno słowo: “Prawda”.


***


     Rano do sali wszedł lekarz, ten sam co zeszłego dnia. Po nim w drzwiach stanął mój… ojciec? Poczułem do niego wielką niechęć.
  - I jak będzie z moim synem? - zapytał troskliwie, a mi te słowa wywierciły dziurę w brzuchu.
  - Jak już panu mówiłem, pana syn jest w śpiączce. Jego stan jest stabilny, niestety z dnia na dzień się pogarsza. Sądzimy, że za kilka dni będziemy musieli odłączyć go od aparatury, bo po najwyżej pięciu dniach tylko ona będzie utrzymywać go przy życiu - oznajmił poważnie lekarz. - Wystarczy być dobrej myśli i modlić się za chłopca.
  - Nie wierzę w to, żeby modlenie się przyniosło jakąkolwiek poprawę - rzucił lekceważąco.
  - Chcesz, żebym umarł!? - zapytałem krzykiem z nadzieją, że ten mnie usłyszy. Jednak tak się nie stało.
  - A ja sądzę, że Bóg może zdziałać cuda - oznajmił lekarz kierując się do drzwi. - To kwestia wiary.
  - Radzę ci się nie obudzić - powiedział Oskar nachylając się nad moim ciałem gdy, tylko lekarz wyszedł. - Nie mam zamiaru siedzieć w więzieniu, bo twoja mała, ruda siostrzyczka wygada się z rzeczy, które kazałem jej zrobić.
     Czyli dziewczyna nie kłamała? 
Ona jest moją siostrą?


***


     Około godziny trzynastej do sali wpadli moi kumple i Zuza. Trzymała kwiaty i miała czerwone od łez oczy.
     Ciekawe co przede mną ukrywasz, kochanie - pomyślałem patrząc na jej smutną twarz.
  - Biedny prymus… - powiedział Bałwan - Krzysztof Zapylec - wyglądając przez okno.
  - I jak my wygramy bez ciebie mecz, co? - zapytał Klepak.
  - On tutaj umiera, a ty tylko o meczach. Pomyślałbyś o nim - skarciła go Zuza.
  - Przepraszam. - Podszedł i przytulił ją do siebie.
     Ukuło mnie niemiłe poczucie zazdrości, ale przecież nie powinienem tego poczuć skoro wiedziałem, że właśnie w taki sposób pociesza się przyjaciół.
  - Dobra. Ja nie wiem jak wam, ale mnie szpital przyprawia o dreszcze, idę stąd - oświadczył Chemia otwierając drzwi. - Trzymaj się Prymus!
     Reszta chłopaków wyszła za nim żegnając się i mówiąc słowa pocieszenia dla Zuzy. Wówczas przy moim łóżku została tylko ona i Klepak.
  - Wiesz co, Prymus? Nie wiem czy mnie słyszysz, czy mówię do ciebie czy do ściany,... - stwierdził chłopak.
      Słyszę cię doskonale - przerwałem mu nic nie wartą myślą.
  - … ale nie mogę już tego dłużej trzymać w sobie. Wiem, że gdybym powiedział ci to wcześniej leżałbym na tym łóżku zamiast ciebie. - Po policzkach Zuzy popłynęły łzy. - Zdradziliśmy cię.
     Co?! - zacząłem krzyczeć w myślach.
  - Jestem w ciąży - wybełkotała przez łzy Zuza.
    Wiedziałem! Wiedziałem, że stało się coś o czym ja nie powinienem wiedzieć. Tylko dlaczego ona bała mi się o tym powiedzieć? Przecież ja ją kocham i to się nigdy nie zmieni.
  - Ale nie jestem pewna czy to jest twoje dziecko - oznajmiła wybuchając jeszcze większym płaczem.
     Jasne, że to nie jest moje dziecko! Szanowałem jej decyzję w naszych stosunkach poza szkołą. Ona nigdy nie pozwalała mi pójść dalej niż tylko pocałunek, a ja ją szanowałem.
     Cały czas myślałem, że to ja będę tym pierwszym, że to ze mną ona straci dziewictwo. Jednak byłem w błędzie...
  - Chcieliśmy powiedzieć ci już wcześniej, ale przestraszyłem się, że zareagujesz tak gwałtownie, że moje dziecko mogłoby stracić ojca. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia w twoim życiu.
     Faktycznie byłem na niego zły, ale mój gniew minął tak szybko jak się pojawił. Dla mnie najważniejsza była teraz Zuza i jej mały bobasek.
  - Obiecuję ci zająć się Zuzą i naszym dzieckiem jeżeli się nie obudzisz. Zrobię to dla ciebie, Prymus, ale jeżeli wybudzisz się ze śpiączki możesz sobie zabrać prawa rodzicielskie i wszystko co chcesz, bo ja nie mam zamiaru w takim wieku bawić się w pieluchach - stwierdził z szyderczym uśmiechem i nie zwracając uwagi na Zuzę wyszedł z sali.
  - Wybaczam wam - powiedziałem na głos, chociaż wiedziałem, że oni mnie nie słyszą.
  - Damian. Pamiętaj, że ja nigdy nie przestanę cię kochać. - Pocałowała mnie w usta i ociągającym krokiem skierowała się do drzwi.
     Położyłem się na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Moje serce biło normalnym tempem, w mojej piersi, obok mnie, a mój mózg próbował ogarnąć wszystko co do niego dotarło.
     Dowiedziałem się, że mam siostrę, że mój ojciec chce żebym był martwy. Moja dziewczyna uświadomiła mi, że jest w ciąży z moim najlepszym kumplem, który planuje ją zostawić jeśli się obudzę. Ciekawe jakiej, jeszcze prawdy dowiem się podczas tych ostatnich siedmiu dni mojego życia, bo przecież jak odłącza mnie od aparatury, nie będę miał prawa żyć - myślałem licząc pęknięcia na suficie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz