Rozdział Dziesiąty - Od nowa

      Poczułem jakbym spadał w nicość, po czym pojawiłem się na ziemi. Czułem ją; byłem w swoim ciele. Klęczałem przy martwym mężczyźnie, który leżał w samochodzie.
      Wszystko działo się na prawdę. Powróciłem na ziemię! Nie jestem duchem. Mogę oddychać, moje serce bije.
       Musiałem przestać zachwycać się powrotem do życia, bo usłyszałem za sobą kroki; kroki mojej siostry.
      Odwróciłem się powoli. Wyglądała tak samo jak wcześniej. Miała smutną minę. Było mi jej żal.
      Zza pasa wyjęła pistolet i celując go we mnie, zapytała:
   - Kim jesteś?
   - Damian Szymbor, a tak naprawdę Damian Kancer, a ty jesteś moją siostrą - oznajmiłem z przekonaniem, że ona nie strzeli.
   - Skąd wiesz kim jestem? - zapytała całkiem zdezorientowana.
   - Czy to ważne? Ważne, że wiem, że jesteś moją siostrą i, że chcę cię poznać.
      Ona nic nie mówiąc upuściła pistolet na ziemię i pobiegła w moją stronę, po czym rzuciła mi się na szyję.
   - Wierzysz w Boga? - zapytała przez łzy.
   - To dzięki niemu wiem, że istniejesz - uświadomiłemjej gładząc śliczne, rude włosy.
   - Kocham cię braciszku, przepraszam, że chciałam cię zabić.
   - Wiem, że Oskar ci kazał. - Przytuliłem ją jeszcze mocniej by nie zapytała skąd to wszystko wiem.
      Dzięki temu, że ona była niziutka zobaczyłem kilka metrów dalej Gabriela, który przyglądał się nam z daleka. Uśmiechnąłem się do niego, a on to odwzajemnił i zniknął.
      Podniosłem pistolet z ziemi i schowałem go za pasek spodni, bo pomyślałem, że przyda mi się gdy będę stał oko w oko z Oskarem.

***

      Klara zaprowadziła mnie do swojego domu. Musieliśmy oczywiście uważać, żeby Oskar nas nie zauważył.
      Byłem szczęśliwy jak nigdy. Mogłem normalnie rozmawiać z siostrą, z którą nie miałem żadnych kontaktów, a wszystko dzięki Bogu.
      Zrozumiałem dlaczego wiara była taka ważna. W końcu to ona mnie przywróciła do życia.
      Weszliśmy razem z Klarą do małego, jednorodzinnego domku. Było w nim ciepło i pachniało babką piaskową jak u babci.
   - Mamo! - krzyknęła Klara uśmiechając się do mnie. - Wróciłam!
   - Jestem w kuchni! - odkrzyknęła znajomym mi głosem. - Upiekłam twoją ulubioną babkę.
   - To też moja ulubiona babka - szepnąłem Klarze do ucha.
   - Cieszę się. Mama robi najlepszą na świecie - oznajmiła również szeptem
   - Ciekawe czy jest lepsza od tej co robi moja babcia. - Zaśmiałem się.
   - Cicho. To ma być niespodzianka - powiedziała potrącając moje ramie.
      Szybko ściągnęliśmy buty i Klara ruszyła do kuchni.
      Usłyszałem jak całuje mamę w policzek i siada na krześle.
   - Mamo… - zaczęła i prawdopodobnie szukała dobrych słów. W końcu oznajmiła - Chcę
ci kogoś przestawić. Zamknij oczy proszę.
   - Dobrze - przytaknęła mama. - Czy to będzie ten twój chłopak, o którym tyle mówisz? Czy to będzie Prymus?
   - Zamknij oczy mamo - ponagliła szybko. - Tak to będzie Prymus, ale on jest czymś więcej niż chłopakiem.
   - Już się zaręczyliście? - zapytała rozpromieniona.
   - Mamo! - rzuciła z irytacją Klara.
   - Już zamykam! Nie machaj mi przed twarzą. Nic nie widzę.
   - Na pewno?
  - Tak na pewno.
      Była inna. Szczęśliwa. Nie smutna, bo jej syn mógł umrzeć tylko radosna, bo miała nadzieję, że przyjdzie taki dzień kiedy bez żadnych przeszkód będzie mogła go przytulić.
      Ten dzień właśnie nadszedł - pomyślałem.
   - Klaro, mogę wejść? zapytałem wymuszonym, spokojnym tonem, bo tak na prawdę byłem pełen ekscytacji.
   - Tak, chodź. Mama z miłą chęcią cię pozna. - Uśmiechnęła się gdy stanąłem w drzwiach.
      Szybkim krokiem zbliżyłem się do podobnej do mnie kobiety. Stanąłem przed nią i nachyliłem się by szepnąć jej coś do ucha, ale poczułem świetny zapach babki piaskowej z jej włosów. Pachniała jak babcia. Była tak samo niska jak ona i miała na sobie kolorowy fartuszek, a włosy opadały gdzie im się podobało. Pewnie nie przestrzegała zasad BHP.
   - Cześć mamo - wydusiłem czując na sobie wzrok Klary.
      Ta szybko otworzyła oczy. Przestraszyłem się, że mogłem spowodować u niej zatrzymanie akcji serca, ale jej tylko po policzka popłynęły strużkami łzy. Jedna za drugą jak krople deszczu po szybie.
      Przez chwilę stała bez ruchu, a ja otarłem jej kciukami łzy. Widać było, że walczy ze sobą. Niestety przegrała i rzuciła mi się w ramiona.
   - Tęskniłam za tobą. Tak bardzo chciałam cię przytulić. Tak bardzo chciałam zobaczyć jak uczysz się chodzić lub jak przyprowadzasz do domu swoją pierwszą dziewczynę. Nigdy tego nie zobaczyłam, a teraz stoi przede mną mój dorosły syn. Jesteś tak podobny do ojca. Sądzę, że on byłby z ciebie dumny.
      Moją pierwszą dziewczynę… Właśnie! Z tego wszystkiego zapomniałem, że muszę jak
najszybciej odwiedzić Zuzę.
   - On jest ze mnie dumny bez względu na wszystko, mamo. Cieszę się, że mogę tutaj być, a wszystko dzięki Bogu, a teraz przepraszam, ale muszę odwiedzić moją dziewczynę i powiedzieć jej, że ją kocham oraz załatwić wymiar sprawiedliwości dla Oskara.
       Mama omniemała z podziwu.
   - Jestem z ciebie dumna kochanie. - Pocałowała mnie w policzek. - No leć już. Przyjdź wieczorem. Poznasz Michała.
   - Z miłą chęcią. Przyjdę z Zuzą, jeśli będzie miała ochotę oczywiście. Kocham was - powiedziałem, bo uświadomiłem to sobie podczas tygodnia, który musiałem przeżyć jeszcze raz.
      Pocałowałem Klarę w policzek i pobiegłem wprost do domu Zuzy. Na szczęście
mieszkała dość blisko.

***

  - Jest Zuza? - zapytałem kiedy drzwi otworzył jej dwudziestoletni brat.
   - Jest, ale chyba nie ma zamiaru z tobą rozmawiać - oznajmił przypatrując mi się jakbym ją zabił.
      Gabrielu… Co ja mam robić?
   - A jak sądzisz?
      Mogę?
   - Jasne. Pamiętaj to twoje życie.
   - Wiesz co? Nie obchodzi mnie to, że ona mnie okłamuje. Chcę jej po prostu powiedzieć, że ją kocham, i że.. - urwałem. - Cholera! To nie jest twoja sprawa.
      Bez żadnej obawy przepchnąłem go i wpadłem do środka. Zdjąłem buty oraz kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku.
      Rzuciłem krótkie ,,Dzień dobry” do mamy Zuzy i pospieszyłem po schodach na górę.
      Otworzyłem pierwsze drzwi z lewej strony i wszedłem spokojnym krokiem do środka.
      Zuza leżała w łóżku, a obok niej stała miska pełna wymiocin. Była blada, smutna i zapłakana.
   - Damian?
   - Co ty tutaj robisz? - zapytała, a jej policzki stały się czerwone ze wstydu.
   - Chciałem ci powiedzieć, że nie ważne czy byłaś trzeźwa, a wiem, że nie byłaś, nie ważne czy chciałaś tego czy nie. Ja zawsze będę cię kochał i z czystego serca chcę uznać to dziecko za moje, bo on nigdy się o tym nie dowie, tak samo jak reszta społeczeństwa. Zgadzasz się? - Mówiłem jak nakręcony.
   - Tak, ale skąd ty wiesz, że jestem w ciąży? Skąd wiesz kto jest ojcem? Jak wpadłeś na to, że nie jestem teraz w szpitalu? - Była zdziwiona, ale szczęśliwa.
   - Czy to jest ważne? Nie. Dla mnie ważniejsze jest to czy ty w ogóle chciałaś mi o tym powiedzieć.
   - Nie. Bałam się, że mnie porzucisz - przyznała, po czym zwymiotowała do miski.
   - Wybaczam ci, kochanie. - Usiadłem
obok niej na łóżku i przytuliłem ją mocno do siebie.
      Ona wtuliła głowę w zagłębienie w mojej szyi i zaczęła cicho płakpać.
   - Nie płacz. Ciąża to nie choroba.
      Zwymiotowała na moją koszulę.
      Miałem na sobie koszule? - zdziwiłem się, no, ale w końcu minął tydzień. Mogłem zapomnieć co miałem na sobie zanim wylądowałem w szpitalu.
   - Przepraszam - wymamrotała wycierając usta. - Mówiłeś coś o chorobie?
   - Damy radę. Rozumiesz? Wychowam twoje dziecko jak Józef wychował Jezusa.
   - Tyle, że Bóg wiedział, że będzie miał dziecko, a Szymon tego nie wie.
   - Powiesz mu i zapytasz się go wprost czy chce być ojcem czy nie.
   - A co jeśli powie, że chce być ojcem? - Była niepewna, a przez te wymioty prawie nieprzytomna.
   - Zaufaj mi. Wiem co mówię. - Już
nie wiedziałem jak ją przekonać.
   - Skoro tak sądzisz - powiedziała i położyła się na poduszce. Daj mamie do prania koszulę i powiedz jej, że zostanie babcią. Ja nie mam siły. I jeszcze jedno. Przynieś mi wodę.
   - Zaraz wracam kochanie. - Pocałowałem ją w czoło i ruszyłem w stronę drzwi ściągając z siebie brudną od wymiocin koszulę.
      Na szczęście miałem pod nią podkoszulkę. Opłacało się ją nosić, bo zakrywała pistolet, który miałem za pasem.
      Tylko, żeby mama Zuzy go nie zauważyła - modliłem się w myślach.
      Pobiegłem po schodach na dół i wrzuciłem brudną koszulę do śmietnika.
   - Co robisz Damian? - zapytała mama Zuzy wstając z kanapy w salonie. - Dlaczego wyrzuciłeś koszulę?
   - Była brudna od wymiocin -  oznajmiłem poważnie.
   - Źle się czujesz? - Wyglądała na przestraszoną.
   - Nie, to Zuza - powiedziałem, ale od razu tego pożałowałem, bo ona już biegła w stronę schodów. Zdążyłem złapać ją za nadgarstek. Niech pani poczeka. Nic jej nie jest, a pani powinna się cieszyć.
   - Z czego? Z tego, że moja córka jest chora?
   - Nie, powinna się pani cieszyć, bo zostanie pani babcią.
   - O Boże. W tym wieku? Nie zabezpieczaliście się?
   - Niestety, ale tak wyszło. Nie cieszy się pani?
   - Cieszę się! - wykrzyknęła i objęła mnie z całej siły.
   - W zaistniałej sytuacji, proszę o rękę pani córki. Jakoś przyszło mi to głowy, po czym zobaczyłem na kanapie Gabriela z szyderczym uśmiechem na twarzy.
   - Macie moje błogosławieństwo - oznajmiła całując mnie w czoło.
   - Mogłaby pani zanieść jej wodę? Ja niestety muszę jeszcze wyprowadzić się z domu i kupić rodzinie bilety do Londynu.
   - Masz jakieś problemy? - zapytała patrząc na mnie smutno.
   - Problemy mają mnie - oznajmiłem
i przeszedłem na korytarz gdzie założyłem buty i kurtkę.

***

      Po drodze do do domu wstąpiłem do sklepu, bo przypomniałem sobie, że nie mogę wrócić bez mleka. Na szczęście miałem przy sobie jeszcze jakieś pieniądze.
      Przed domem stała Bar z mamą oraz walizki. Nie sądziłem, że wyjeżdżają tak szybko.
     Podbiegłem do nich i zapytałem:
   - Już wyjeżdżacie?
   - Jak to my? Ty jedziesz z nami - oznajmiła mama ze zdziwieniem.
      Czyli zaplanowała to sobie już wcześniej, a mój wypadek tylko opóźnił ich lub nasz wyjazd? - zapytałem sam siebie zdziwiony.
   - Niestety nie. Moja dziewczyna spodziewa się dziecka. Muszę być przy niej. Dzisiaj się wyprowadzam. Będę mieszkał u mojej biologicznej mamy - odparłempo chwili zastanowienia.
   - Damian. Zuza jest w ciąży? W tym wieku? Skąd ty wiesz, że nie jestem twoją biologiczną mamą?
   - My nie jesteśmy twoją rodziną? -zapytała zdruzgotana Bar.
   - Jesteście, ale wyjeżdżacie, a ja muszę zostać tutaj, a teraz uciekajcie i ułóżcie sobie życie w Londynie. Powodzenia. Kocham was. - Uściskałem każdą z nich i pomogłem wsadzić bagaże do samochodu, a one odjechały ze łzami w oczach.
      To teraz do Oskara powiedziałem do siebie w myślach.
      Powodzenia Prymusie - odezwał się Gabriel w mojej głowie.
   - Dziękuję - szepnąłem widząc go po drugiej stronie ulicy.
     Pobiegłem wzdłuż ulicy, a potem skręciłem w lewo. Stanąłem przed domem mojego dotychczasowego ojca i po chwili zastanowienia ruszyłem do środka.
   - Cześć tato! - krzyknąłem ściągając buty. Wyjąłem zza pasa pistolet i trzymałem go za plecami.
      Wszedłem do kuchni w jednej ręce trzymając pistolet, a w drugiej karton z mlekiem.
      Ojciec stał tyłem do mnie robiąc kanapki na stole pod ścianą. Gdy usłyszał moje kroki zapytał:
   - Dlaczego nie było cię tak długo?
      Postawiłem mleko na jednej z szafek i odpowiedziałem:
   - Musiałem zrobić kilka rzeczy.
   - Jakich rzeczy? - zapytał zdziwiony.
   - Na prawdę chcesz wiedzieć?
      Damian, nie tak ostro. Uważaj, wiesz, że on jest doświadczony w walce - odezwał się Gabriel w mojej głowie.
      Wiem - odburknąłem mu.
   - Tak, jestem twoim ojcem, chcę wiedzieć gdzie byłeś. - Żyła na jego skroni drgnęła.
   - No, więc. Najpierw uratowałem się od śmierci, po czym poznałem moją biologiczną matkę. - Nóż, którym smarował bułkę wypadł mu z ręki, ale ja kontynuowałem - Potem odwiedziłem moją dziewczynę i dowiedziałem się, że będę ojcem, a później pomogłem zapakować się mamie i Bar. Teraz jestem tutaj. - Wyciągnąłem przed siebie pistolet.
   - Ty…
      Szybko się odwrócił, ale na widok rzeczy, którą w niego całowałem, stanął w bezruchu.
   - To twoja zabawka, prawda? - zapytałem dziwnie uniesiony.
   - Owszem - odpowiedział z przekąsem. - Niestety jedyną osobą, która może zginąć jesteś ty. Damian, ostrzegam cię.
   - Ale wiesz co? Wybaczyłem ci już to wszystko, bo pomimo, że zabiłeś mojego ojca, pomimo, że zabrałeś mnie mojej matce, ja dalej cię kocham i traktuję cię jak ojca. Czy potrafisz samowolnie wyjechać i ułożyć sobie życie?
   - Dlaczego mi wybaczasz? Ja… Ja chciałem cię zabić. Chciałem cię zabić, bo jesteś lepszy ode mnie.
   - Wiem, ale Bóg nauczył mnie wybaczać, więc dzisiaj nasze drogi się rozejdą.
   - Po moim trupie - przyznał z kpiną w oczach.
   - Gabriel - krzyknąłem, a ten stanął między mną a moim ojcem i zaświecił jasnym blaskiem.
      Mój ojciec otworzył szeroko usta i padł na kolana.
   - Mamnadzieję, że teraz zostawisz Damiana w spokoju. Inaczej poznasz gniew Boga - ostrzegł mój Stróż i rozpłynął się w powietrzu zostawiając po sobie złoty pył.
   - Przepraszam cię - powiedział ze łzami w oczach.
   - Wybaczam ci, a teraz wstań i idź czynić dobro - powiedziałem i aż mnie zatkało, bo nie sądziłem, że potrafię tak szczerze mówić.
      Ojciec wstał i przytulił mnie, a ja kurczowo trzymałem pistolet w ręce w obawie, że on mi go wyrwie. Jednak tego nie zrobił.
      Ubrałem buty i znowu pobiegłem do mojego domu po to by spakować najpotrzebniejsze rzeczy, po czym udałem się do domu mojej biologicznej mamy.
      Zostałem przywitany przez Klarę i rzucając torbę z moimi rzeczami na podłogę wyjąłem zza pasa pistolet i udałem się do kuchni gdzie przy stole siedział Michał oraz moja mama.
   - To mój mąż Michał - przedstawiła
go mama gdy wszedłem.
   - Miło mi cię poznać - przyznałem
szczerze.
   - Mi cię również - stwierdził, a ja podałem mu pistolet.
      Mama o mało nie podskoczyła z przerażenia.
   - Spokojnie. To pistolet Oskara. Kazał Klarze mnie nim postrzelić. Nic się nie stało. Teraz może być tylko lepiej.
   - Dzięki Bogu, synku! - krzyknęła mama i przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła.
   - Mamo, udusisz mnie - stwierdziłem śmiejąc się.
   - Chciałem wam wszystkim oświadczyć, że moja dziewczyna spodziewa się dziecka. Nasza rodzina niedługo znowu się powiększy.
   - Niech wam Bóg błogosławi stwierdziła mama i jeszcze raz mnie przytuliła. Kocham cię.
      Była pierwszą osobą, która nie zwróciła uwagi na to ile mamy lat. Dlaczego tak szybko.
      Ona po prostu była szczęśliwa. Różniła się prawie wszystkim od poznanym mi wcześniej osób. Była wrażliwa, stanowcza i kochająca...

Czytaj dalej...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz